„Anatewka”, „Czas jak rzeka”, „Kołokolczik” i lwowskie szlagiery…
Maciej Wróblewski jest artystą wielkim i skromnym zarazem. 10 września wystąpił ze swoim recitalem w Sali Lustrzanej. To artystyczne doświadczenia dla sympatyków Wilna, Lwowa i Stanisławowa z Jarosławia było jednym z najważniejszych akcentów trwającego w naszym mieście VIII Międzynarodowego Festiwalu Kultury Kresowej.
Bard, który nie tylko śpiewa, ale potrafi rozbawić publiczność anegdotami, który jednocześnie gra na gitarze i organkach i który nosi
w sobie nieocenione pokłady dobra dla ludzi i atencji dla miast kresowych oraz ich mieszkańców i sympatyków. Taki jest człowiek, który ma w swoim dorobku koncerty w 26 krajach Europy i Azji. Znany jest z anteny Radia Maryja i Telewizji Trwam, znakomitych nagrań płytowych oraz z tego, że posiada… 40 gitar, w tym „wiosła” wykonane własnoręcznie.
Temperament Macieja Wróblewskiego, łagodny uśmiech, wytworny radiowy i śpiewaczy głos – wszystko to sprawia, że wszędzie tam, gdzie koncertuje przyciąga liczne rzesze słuchaczy a także Muzy z Delf, Parnasu i Helikonu. Dla nich Jarosław oraz Centrum Kultury i Promocji tego miasta to miejsca o wysokim znaczeniu kulturotwórczym.
A sam artysta ? Jest laureatem kilku edycji Festiwalu w Zielonej Górze, występował na polskich estradach obok Mieczysława Fogga, zespołu „Partita”, Alicji Majewskiej, Ewy Demarczyk i Zdzisławy Sośnickiej. Jego repertuar obejmuje ponad 300 pieśni. Godzi się dodać, że artysta skomponował muzykę do filmu Sławomira Gowina zatytułowanego „Kawaler Księżyca”.
W Jarosławiu wyśpiewał piosenki polskie, rosyjskie, ukraińskie i żydowskie, różnych autorów między innymi Mariana Hemara i Henryka Zbierzchowskiego oraz własne kompozycje. Jego głos w połączeniu z brzmieniem klasycznej gitary oraz 18-strunowej gitaro-lutni tworzy artystyczny wyraz dużego chóru. Dlatego ten koncert dostarczył dużo radości zgromadzonym melomanom, którzy ostatnią pieśń artysty wysłuchali na stojąco.
Jednym z uczestników koncertu był znany jarosławski literat i dziennikarz Kazimierz Ivosse.
Tekst i foto:
HENRYK GRYMUZA