Felieton
Księżyc jest nasz. Tego zdania nie zmienię. Przekazy literackie jednoznacznie potwierdzają, że pierwszym delegatem Ziemi na Srebrnym Globie był niejaki Pan Twardowski, nasz rodak. Dopiero długo, długo potem pojawili się tam Neil Armstrong
i Edwin Aldrin. W sumie 12 selenonautów z perspektywy Księżyca spoglądało na naszą szlachetną planetę.
Dzisiaj, choć Ziemia wciąż jest taka sama, niektórzy jej obywatele w sposób okrutny
i zdeterminowany destabilizują dobro, którym była udekorowana przez Stwórcę.
Ale jakże tu, po 45 latach , nie wspomnieć o imponującym triumfie ludzkości. Można go, nieskromnie, sprowadzić do dwóch konstatacji: „Houston, Orzeł wylądował” oraz "To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości". Trochę szkoda, ze nie wszystkie media zauważyły tę rocznicę. Szkoda, że pośród dramatów ostatnich tygodni i dni, nie dostrzegają tego, co zmieniło obraz świata, nauki i cywilizacji XX wieku. Neil Armstrong (na zdjęciu) pierwszy postawił stopę na Księżycu. Jakże nie pamiętać telewizyjnego,
w wersji „black an white”, przekazu z tego wydarzenia. Jakże nie wspominać tego, że byliśmy obserwatorami i uczestnikami medialnymi tego doświadczenia. Doświadczenia, które zapisano w annałach historii, nauki, filozofii i muzyki. Grupa Pink Floyd umieściła na swoim legendarnym winylu „Dark side of the Moon” takie oto słowa:
„(…)A jeśli łomot z chmur zagrzmi w twych uszach
Będziesz krzyczał, ale cię nie usłyszą
I jeśli grupa, w której jesteś, zacznie grać inne melodie
Zobaczę cię na ciemnej stronie księżyca”
25 sierpnia 2012 roku świat obiegła wiadomość o śmierci Neila Armstronga. To ten, który zwiastował nadzieję dla świata i ludzkości. Księżyc jest wciąż ważnym odniesieniem poetyckim , naukowym i uczuciowym. Kiedy dotarł tam selenonauta Armstrong ludzkość zrozumiała, że nasza cywilizacja nie jest taka zła, jak niekiedy sądzono, że potrafi sięgać tam, gdzie delegowano jedynie marzenia i śmiałe plany.
Misja „Apollo 11” z 1969 roku była epokowym wydarzeniem. I takim pozostanie bez względu na to, czy była efektem rywalizacji amerykańsko-sowieckiej, czy też nie. „To jest mały krok dla człowieka , ale wielki krok dla ludzkości” – te słowa zmarłego w wieku 82 lat Neila Armstronga świat zapamięta na zawsze. Kiedy spoglądam na autografy „wielkiej trójki” podarowane mi przed laty przez „Głos Ameryki” – Armstronga, Aldrina i Collinsa – wiem na pewno, że na regale w moim pokoju obecna jest mała cząstka ponadczasowej historii.
Prezydent John F. Kennedy powiedział: „zdecydowaliśmy się polecieć na Księżyc nie dlatego, że jest to łatwe, ale dlatego, że trudne”.
Nasz Wszechświat, a być może nie tylko nasz, to nie – jak ktoś ironicznie powiedział – „same odległe planety i blade księżyce”. To wielki triumf Człowieka, jego wiedzy
i motywacji do poznawania nowych zjawisk.
Neil Armstrong był człowiekiem ustawionym w horyzoncie dobra dla ludzkości. Takim Go zapamiętamy.
HENRYK GRYMUZA
This website uses cookies to manage authentication, navigation, and other functions. By using our website, you agree that we can place these types of cookies on your device.
You have declined cookies. This decision can be reversed.
You have allowed cookies to be placed on your computer. This decision can be reversed.