Z całą pewnością nie. Codzienne zdarzenia, irytujące, stresujące, niekiedy pełne zawiści powodują stany „wyższej konieczności” przeklinania. Bo świat jest zły, bo w totolotku nie wyszło, bo…
Trudno zredukować w sobie niekiedy zło podniesione do poziomu przekleństwa. Być może ten fakt uświadomi nam obchodzony 17 grudnia Światowy Dzień Bez Wulgaryzmów. W Polsce ma on krótką tradycję, ale być może z czasem przyczyni się do tego, aby przekleństwem nie odreagowywać na zło. Dziennik „Fakt” napisał przed laty, że aby powrócić do kulturalnej wymiany myśli opinii i sądów „ musimy włożyć trochę wysiłku w to, co mówimy i nie iść na językowe skróty. A także... wyrzec się gniewu i negatywnych emocji. Przekleństw używamy bowiem najczęściej wtedy, gdy opowiadamy o czymś, z czym się nie zgadzamy, co nas denerwuje, budzi nas sprzeciw”.
Niech to na dzisiaj wystarczy.
HENRYK GRYMUZA