Felieton
Świat potrzebuje ludzi o duszy horyzontalnej. Takich, którzy przekonują nas, że chcieć to móc. Szkoda, że nie czynią tego niektórzy jedwabiści politycy. Dla nich synekury idą
w parze z hedonizmem i prywatą. Są tacy, którzy zapomnieli o tym, że mają zobowiązania wobec wyborców, a także wobec tych, którzy jeszcze nie tak dawno pokładali w nich nadzieje. Jedyny niekiedy kontakt to pokazówa na państwowo-kościelnych uroczystościach.
Wielu moich przyjaciół nie ogląda TV, wielu też unika deliberacji na tematy społeczne.
I chyba dobrze, bo negatywne emocje są w stanie zmajoryzować racjonalne myślenie
i takież przekonania większości ludzi, którzy nigdy nie mieli aspiracji do fruwania
w obłokach.
Są jednak fakty, które mówią, że człowiek wydobywa z natury swej nie kończące się zasoby kreatywności. Konstatacja, którą kiedyś usłyszałem traktująca o tym, że żyjemy
w źle zagospodarowanej przestrzeni, jest tylko w części uzasadniona. Oto bowiem dowiadujemy się z różnych doniesień medialnych o ludziach, którzy dają niepodważalne dowody na to, że świat jest odwzorowaniem ludzkich sumień. Jakiś czas temu w edycji rzeszowskiej „Gazety Wyborczej” przeczytałem tekst o 96-letnim Zbigniewie Larendowiczu, który kierując się swoim credo „nie rozpamiętywać przeszłości, myśleć o tym, co zrobić jutro” pracuje jako wolontariusz w bibliotece Klasztoru oo. Bernardynów w Leżajsku. Czyni to od 30 lat. Pan Zbigniew angażuje się także w inne dziedziny życia społecznego. Ma w swoim życiorysie chlubne karty związane z konspiracją. Po wojnie pracował w leśnictwie. Do katalogu jego sukcesów należy zaliczyć pracę przy tworzeniu Tatrzańskiego Parku Narodowego, Ojcowskiego Parku Narodowego i polskich rezerwatów.
Życie nie oszczędziło mu trosk i bolesnych doświadczeń. Ale mimo to emanuje pan Zbigniew niespotykanym temperamentem. Chciałoby się powtórzyć za Jeanem – Jacquesem Rousseau: „Człowiek z natury jest dysponowany do dobra”.
Spróbujmy ten pogląd zachować we własnych sercach.
HENRYK GRYMUZA