
Czasem chciałoby się cofnąć czas. Tak jak w piosence Niemena, tak jak
w wielu innych songach. Tak, jak w marzeniach wielu ludzi. Do takich marzycieli należy niżej podpisany
i… Było nie było swoje młode lata kojarzy
z dobrocią ludzi, także tą sąsiedzką, z zapachem maciejki i normalnymi porami roku.
Powrotom do przeszłości zawsze towarzyszy mi muzyka. I bez szczególnego wysiłku jestem w stanie wymienić co najmniej parę tuzinów hitów, które wniosły
i nadal wnoszą do mojego jestestwa pozytywne myślenie. To nie tylko Bitelsi i Rolling Stonesi, to także Roy Orbison, Frank Sinatra, Neil Sedaka, Domenico Modugno, Elvis Presley…
Presley, no właśnie. Gdyby żył w styczniu tego roku ukończyłby 79 lat.16 sierpnia minęła 37 rocznica jego śmierci. W moich zbiorach pozostały krążki winylowe i breloczki , także fotografie w „New Musical Express”
i w „The Rolling Stone Magazine”. A świadomość ? W świadomości wciąż pobrzmiewają jego niezapomniane evergreeny. „In the Ghetto”, „Crying in the Chappel” to odzwierciedlenie powagi i smutku. Ale cóż powiedzieć o takich hitach jak “Love me tender”, „Heart Break Hotel” czy „Always on my Mind” ? Dzisiaj młodzi Europejczycy noszą te i inne tytuły piosenek króla rock and rolla na T-shirtach. To dobrze. To wspaniale. To wyśmienicie. Tamta muzyka, kultura muzyczna sprzed lat, atmosfera słońca i Woodstock, brzmienie gitar, perkusji i fortepianu Fendera – wszystko było inne . Jego płyty pachną subtelnością,
a z rowków analogowych long playów wciąż wydobywa się prawda o miłości
i młodości. O młodości i prawie do własnego zdania.
Dzisiaj dużo mówimy o miłości. Bo tak trzeba, bo tak wypada. To nasze mówienie ma niekiedy inną konotację. Narzuconą przez tych koryfeuszy, którzy uzurpują sobie prawo posiadania patentu na mądrość.
A wypada rzec za Presleyem prosto, jak najprościej:
„(…) kochaj mnie czule, kochaj mnie długo,
zabierz mnie do swojego serca.
Dlatego, że tam nalezę i nigdy go nie rozdzielimy…”
Foto: wallpaperus.com
